Hej dziewczyny!

Dziś szybki post chwalipięcki z podziękowaniami ;) Jest nas już 50! ;) Wszystkim członkom mojego katalogu gorąco dziękuję i oczywiście zapraszam kolejnych ;)

Od jakiegoś czasu co parę dni wynajduję sobie jedną perełkę z Katalogu i piszę o niej na swoim fan page'u same pyszności, dodając także linki do stron szczęśliwej zdolniachy- szukajcie i śledźcie, bo może niedługo padnie na Waszego bloga! ;)


Buziale- JC! :* 

 Witam Was, Papalumby moje!

Dziś kolejna, ostatnia, część cyklu postów o makijażu fotograficznym. W dwóch poprzednich poznałyście ogólne zasady jego wykonywania oraz specyfikę fotografii czarno-białych. Co przygotowałam dla Was na koniec?
W oparciu o moje doświadczenia z pozycji modelki, wizażystki i fotografa, stworzyłam dla Was mały poradnik, który pozwoli Wam zachować spokój na sesji.

Jeśli malowałyście już kogoś na jakąś okazję (np. wesele, studniówka), to czułyście już tę adrenalinkę i  presję, by sprostać oczekiwaniom klientki ;) Praca przy sesji to taki nieco wyższy stopień "dogadzania". Osób do zadowolenia więcej (co najmniej o fotografa), spokoju przy pracy mniej, więc prócz ogromu wiedzy i umiejętności, jaką powinien posiadać wizażysta, z pracą na sesji wiążę się kilka dodatkowych zasad.


1. Dobrze zapoznaj się z celem fotografa oraz jego oczekiwaniami, stylem i specyfiką.
2. Poprawnie interpretuj światło, by pozostało w harmonii z Twoim makijażem.
3. Bądź przygotowana na trudne warunki pracy (brak odpowiedniego oświetlenia, stanowiska)- bezwzględnie zachowaj spokój!
4. Kiedy coś Ci nie wychodzi (każdemu się zdarza), sprawiaj wrażenie opanowanej. Jeśli trzeba- improwizuj.
5. Współpracuj z całym zespołem (fotografem, fryzjerem, stylistą itd.), by zyskać oczekiwany efekt.
6. Pamiętaj by zabrać na sesję wszystkie niezbędne akcesoria i kosmetyki.
7. Zachowaj porządek na stanowisku pracy (jakie by nie było ;) ).
8. Nie zniechęcaj się, jeśli na prośbę fotografa musisz coś zmienić lub poprawić.
9. Bądź obecna na planie zdjęciowym do końca sesji, w razie konieczności poprawek makijażu- nie wtrącaj się jednak bez potrzeby.
10. Pamiętaj o profesjonalizmie i punktualności.

Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam, ale jeśli chcecie uzupełnić moją listę, zapraszam do pomocy w komentarzach! ;)

Jeśli chciałybyście zacząć swą przygodę z makijażem fotograficznym, zapraszam do udziału w otwartych sesjach fotograficznych. Organizatorzy przyjmują pod swoje skrzydła grono ludzi różnych specjalności (fotografów, stylistów, wizażystki itd.) o przeróżnych poziomach- od totalnych amatorów do profesjonalistów. Można uczyć się od siebie nawzajem, pracować w dużym teamie i przede wszystkim świetnie się bawić przy tworzeniu zdjęć o danej tematyce.

W Warszawie organizowane są przez Pospolite Ruszenie Fotograficzne, w moich Siedlcach przez Wschodnie Projekty Fotograficzne, więc w wielu innych miastach na pewno są organizowane podobne wydarzenia.

 
Wschodnie Projekty Fotograficzne- Sesja militarna
fot. M Woliński
mod&mua: ja
broń: Tactical Team.45


Wschodnie Projekty Fotograficzne- Potworna sesja
fot.: ja
mod&mua: Beata Sawicka


Wschodnie Projekty Fotograficzne- Potworna sesja
fot. ja
mod: Estera Szczepaniak
mua: Renata Kosieradzka


Całość cyklu o makijażu fotograficznym znajdziecie oczywiście w zakładce Paczuszka Pomocy Naukowych ;) Mam nadzieję, że się podobał i powoli uda mi się stworzyć jakieś kolejne ;)

Tymczasem idę kucharzyć a Wam życzę miłego popołudnia! ;)

Buziaki! JC :*
... czyli o tym jak wstalim i wymyslilim, że jedziemy nad morze! ;)

Hej kochane!

Co prawda w planach na wczoraj było przygotowywanie kolejnego posta dla Was, ale korzystając z cudnego słońca w UK, zmieniliśmy delikatnie charmonogram. Mam nadzieję, że po obejrzeniu zdjęć mi wybaczycie! ;)

Niby nic specjalnego, ale Luby zawsze chciał zobaczyć Siedem Sióstr. Mi do wczoraj to miejsce było zupełnie obojętne, mimo że co roku odwiedza je tysiące turystów (btw. samobójców też, bo to trzecie na świecie miejsce wybierane przez nich na "ostatni skok").

Siedem Sióstr to białych pasmo klifów, ciągnące się wzdłuż południowego wybrzeża Wielkiej Brytanii od miejscowości Seaford aż do Eastbourne. Jeśli macie okazję, to wybierzcie się, a nie pożałujecie ;) Jest to tylko 100 km od Londynu, więc na upartego można to podciągnąć pod plan zwiedzania stolicy :)   Ech... już wiem, że tam wrócę! ;)


Jest coś dla wędrowniczków i leniuchów- skakanie po pagórkach i wylegiwanie się na plaży. My zaliczyliśmy obie atrakcje! ;)

I mam zdjęcie z rozgwiazdą! ;)


















Hmm... Piękny był ten dzień leniuchowania, ale obiecuję, że wracam do pracy i jutro widzicie na blogu nowy post! ;) A Wam jak mija weekend? ;) Czekam na komentarze!

Buziale! JC ;) 


Witam Szkraby moje! ;)

Dziś mam przyjemność zaprezentować Wam kolejną część cyklu, w której opisuję najważniejsze zasady makijażu fotograficznego. Jeśli dopiero raczkujecie w tej dziedzinie lub macie zamiar wykonać swój pierwszy makijaż na sesję, naprawdę warto znać te zasady ;)

W poprzednim poście pt. "Makijaż fotograficzny bez tajemnic cz. 1." poznałyście 7 podstawowych zasad wykonywania makijażu fotograficznego. Pora na kolejne!

8. Wspominałam już o tym, że twarz musi być dobrze i wyraźnie wymodelowana. Oprócz tego większą uwagę, niż zwykle, zwracamy także na nakładanie różu. Warto dołożyć dodatkową warstwę lub użyć ciemniejszego odcienia. Przydatnym produktem może być także róż w kremie, który aplikujemy w fazie mokrej makijażu, by podbić kolor nakładanego później różu w kamieniu.

9. Brwi powinny byś świeżo wydepilowane, bez śladów odrastających włosków. Należy je wyraźnie podkreślić. Ogromnie ważna w ich przypadku jest także ich symetria.

 fot. P. Stach, mua: P. Budzińska

10. Rzęsy powinny być dokładnie wytuszowane i wyczesane (najlepiej metalowym grzebykiem np. firmy Inglot). Ważne, by nie pozostawiać na nich żadnych grudek. Przydatne w dodawaniu rzęsom objętości mogą być kępki rzęs lub całe ich paski. Pamiętajcie jednak, by nie przysłonić nimi makijażu oka.

11. Powieki także powinny być pomalowane mocniej niż zazwyczaj, z naciskiem na bardzo dokładne roztarcie granic między cieniami. Pamiętajcie o zachowaniu symetrii, szczególnie przy wykonywaniu kresek.

12. Usta powinny być podkreślone konturówką i wypełnione szminką w tym samym kolorze. Należy pamiętać o korekcji ich kształtu (znów prześladująca symetria). Błyszczyk nakładamy na środek ust.

13. Najważniejsza zasada- przy wykonywaniu makijażu fotograficznego zawsze należy pamiętać o zasadach przypisanych poszczególnym typom makijażu (np. ślubnemu, beauty, make up no make up)!


Fotografia czarno- biała

Zasady makijażu w fotografii czarno-białej nie różnią się znacznie od powyższych. Należy jednak pamiętać, że użyte przez nas kolory przybierają różne odcienie szarości. Oto mała ściągawka dla Was:

Jasne odcienie szarości- róże, fiolety, niebieskości i zielenie
Ciemne odcienie szarości- żółcie, pomarańcze, czerwienie, ciepłe odcienie brązu i zieleni (np. oliwka)
Czerń- duża ilość czarnego kosmetyku (przy mniejszej zyskamy ciemny odcień szarości).

Najważniejszą regułą przy modelowaniu twarzy i oka w tym typie makijażu jest operowanie jasnymi i ciemnymi odcieniami, czyli gra światłocieni.



 fot. P. Stach, mua: P. Budzińska



Mam nadzieję, że skorzystacie z moich porad i będzie mi bardzo miło, jeśli przekażecie je wizażystkom, które zaczynają pracę przy sesjach ! ;)

W ostatniej części cyklu pojawi się mały skrót wszystkich zasad oraz charakterystyka dobrego wizażysty "sesyjnego". Serdecznie Was zapraszam i dziękuję za ciepłe słowa pod wczorajszym postem! ;)

Pozdrawiam- Wasza coraz bardziej oddana JC  ;)


Cześć kochane!

Zapewne znajdują się wśród Was dziewczyny, które już nieco odważnej zajmują się makijażem. Jeśli Wasze prace "zaczynają wychodzić z domu" i malujecie już nie tylko na własne potrzeby, ale powoli zdobywacie klientki, to prędzej czy później, Waszym zadaniem będzie wykonanie makijażu do sesji fotograficznej.

Przyznam, że to najczęściej wykonywany przeze mnie rodzaj makijażu, bo taki jeden fotograf niedawno mi  się oświadczył... Rozumiecie ;) Współpraca się kręci! Wracając do tematu...

Chciałabym przypomnieć Wam dziś kilka podstawowych zasad związanych z tym rodzajem makijażu. Większość z nich poznałam w szkole, niektóre podpatrzyłam przy współpracy z wizażystkami jako modelka, ale opracowałam też kilka własnych. Mam nadzieję, że się przydadzą i zapraszam do obszernej lektury ;)

Wszystkie zasady podzieliłam na dwa posty, by za bardzo Was nie zamęczyć. Ostatnią (trzecią częścią) będzie podsumowanie i kilka dodatkowych informacji. 

Podstawowe zasady makijażu fotograficznego (część 1): 

1. Makijaż fotograficzny powinien być zdecydowanie ciemniejszy niż użytkowy. Należy pamiętać, że aparat zazwyczaj "kradnie", więc lekko przerysowana całość make up'u będzie jak najbardziej na miejscu.

2. Symetryczna twarz jest uznawana jako najbardziej atrakcyjna, dlatego należy przestrzegać tej zasady także w makijażu. Pamiętajcie o korekcie kształtu ust i oczu. Makijaż fotograficzny najlepiej wykonywać z lustrem, by stale kontrolować symetrię.

3. Każde światło daje inny efekt.

Światło ciepłe
podkreśla koloryt skóry i ciepłe odcienie kosmetyków. Także lekko zaokrągla twarz. Fiolety, róże i niebieskości ulegają zszarzeniu.
Światło zimne eksponuje barwy chłodne, podkreśla rysy twarzy oraz nadaje cerze porcelanowy wygląd.
Makijaż do intensywnego  światła powinien być wykonany przy użyciu matowych barw z silnym modelowaniem twarzy.
Światło miękkie ( odbijane od blendy np. dzienne) pasuje do minimalistycznych makijaży opartych o pastelowe odcienie. Ciężkie podkłady i ostre linie wyglądają bardzo nienaturalnie.

  Światło ciepłe. fot. R. Dąbrowski, mua: P. Budzińska
 
 Światło zimne Światło zimne. fot. M. Monart, mua: A.Wąsowicz

4. Twarz powinna być idealna a niedoskonałości cery dobrze zakryte. Należy używać bardzo gęstego podkładu lub kamuflażu o ton ciemniejszego niż cera (aparat "zjada" kolor).
Podkład nakładamy także na szyję, dekolt i inne widoczne części ciała (przy czym można użyć już lżejszego kosmetyku).

5. Twarz powinna być dobrze wymodelowana, ponieważ obiektyw ją spłaszcza. Najlepiej zrobić to jeszcze w mokrej fazie makijażu- kamuflażem lub ciemniejszymi odcieniami podkładu.

  fot. M. Woliński, mod: J. Nowak, mua: ja

6. Cienie pod oczami powinny być pokryte beżowym lub cielistym korektorem. Jasne odcienie mogą spowodować efekt "białych okularów" poprzez odbicie światła lamp.

7. Należy pamiętać o tym, by twarz pozostała matowa. Koniecznie jest dokładne pokrycie pudrem transparentnym (najlepiej fiksującym). Warto także w trakcie sesji odsączać nadmiar tłuszczu specjalną bibułką.

cdn.

To by było na tyle w pierwszej części cyklu. Mam nadzieję, ze Was nie zanudziłam, że informacje się przydadzą i jeśli jesteście ciekawe reszty zasad, zapraszam na kolejny post ;)

Całość cyklu o makijażu fotograficznym, będzie można znaleźć w zakładce Paczuszka Pomocy Naukowych, którą powoli (po długiej przerwie) biorę w obroty ;)
A Może macie propozycje co powinno się w niej znaleźć? ;) Czekam na komentarze!

Pozdrawiam :*

Cześć kochane!

Pamiętacie ostatni post o moich najnowszych eyelinerach w żelu? Jeśli nie to odsyłam, a dziś temat bardzo podobny, bo mania kreskowa trwa ;)

Ostatnio moim sposobem  na szybki kolorowy i radosny make up są kreski. Nigdy nie byłam ich fanką, ale coś się zmieniło, nawet nie do końca wiem pod wpływem czego. Nigdy też za bardzo nie lubiłam brokatu. Ani  na ubraniach, ani na paznokciach a już na pewno nie na powiekach. Dzisiejszy post jest zatem dowodem na to, że jestem prawdziwą kobietą- zmienną i nieobliczalną ;)



Korzystając z promocji w Wilkinsonie, zdecydowałam się na zakup trzech brokatowych eyelinerów Glam Crystals z Collection 2000. Nie wzięłam ich tak zupełnie w ciemno, bo w domu miałam już jeden z tej serii. Co prawda używałam go bardzo rzadko, ale aplikacja była prosta i przyjemna, więc skoro na nowo pokochałam kreski... to czemu nie wypróbować innych ;)



Nie wiem czym to jest spowodowane, ale eyelinery lekko różnią się między sobą konsystencją, pigmentacją i nawet lekko zapachem... no cóż ;)  Stara seria i nowa różnią się natomiast delikatnie szatą graficzną opakowania ;)



Opakowanie: Plastikowa buteleczka, zawierająca 6ml produktu. Aplikator w formie małego pędzelka.
Termin ważności: 6 miesięcy od otwarcia
Cena: 1.49 £ w promocji. Cena regularna ok. 3£ 



Konsystencja: Eyeliner jest dość lepki i zdecydowanie bardziej żelowy niż płynny. Coś na kształt kisielu z całą masą cukru (w tym miejscu brokat), która lekko go usztywnia. Niestety daje na powiece lekkie uczucie ciężkości.
Aplikacja: Nie ciągnie się za pędzelkiem; bardzo szybko wysycha, przez co nie odbija się a górnej powiece
Krycie:  do pełnego krycia potrzeba 2-3 warstwy
Trwałość: No i z tym jest trochę krucho, bo delikatnie się kruszy i osypuje. Powstają przy tym nieestetyczne prześwity, dlatego proponowałabym nakładać je na kredki lub żelowe eyelinery w zbliżonych kolorach ;)

Oto kolory, które wybrałam i ich swatche z jedną warstwą produktu:









Jeśli chodzi o ogólną ocenę, to jestem na tak i na nie... Nakładanie trzech warstw produktu może być dość problematyczne, plus to uczucie ciężkich powiek i osypujący się brokat... ale z drugiej strony efekt jest naprawdę piękny (spokojnie, niedługo Wam pokażę! ).
O ile poprzednie eyelinery mogłam polecić w 100%, tak te także polecam, ale tylko tym, którzy przedkładają urodę nad wygodę! ;)

A Wy spotkałyście się z tymi eyelinerami? Co o nich sądzicie? A może znacie podobne produkty, które sprawują się lepiej? Chętnie poczytam! ;)

Pozdrawiam i życzę miłego dnia! :*
Cześć dziewczyny!

Zapewne każda z Was słyszała już o firmie Technic, która w Polsce zasłynęła serią paletek łudząco przypominających te od Sleek'a. Sama jestem posiadaczką jednej z nich (więcej o paletce Technic Electric tutaj) i przyznam, że bardzo mile mnie zaskoczyła ;)

Mieszkając w Anglii mam to szczęście, że dostęp do kosmetyków Technic jest tu o niebo łatwiejszy niż w Polsce. Nie trzeba się bawić w zamawianie wszystkiego przez internet. Co prawda nie znalazłam u siebie w mieście całej półki Technic, ale ich produkty pojawiają się okazyjnie w różnych drogeriach i sklepach.

Ostatnio przeżywam zauroczenie do wszelkich kresek i kreseczek, dlatego w moim domu pojawia się coraz więcej eyelinerów. Dziś pokażę Wam co oferuje firma Technic w tej kwestii. ;)




Technic Gel Eyeliner  to moja miłość od pierwszego użycia. Niestety trafiłam na ostatnie dwa odcienie, ale jeśli uda mi się dorwać gdzieś jeszcze inne, na pewno nie będę się hamowała ;)


Opakownaie: Żelowe eyelinery zamknięte w twardym plastikowym słoiczku z plastikową nakrętką. Do każdego dołączony jest mały, skośnie ścięty pędzelek.
Termin ważności: 6 miesięcy od otwarcia
Cena: 1.49 £

 

Konsystencja: Porównywalna z moim ukochanym żelowym eyelinerem Rimmel'a (także wodoodporny). Nie jest też ani zbyt twardy, ani zbyt wodnisty.
Aplikacja: Bez problemu można nakładać produkt dołączonym pędzelkiem- daje radę ;) Bardzo szybko wysycha, nie odbija się na górnej powiece i nie zostawia smug.
Krycie: Do uzyskania naprawdę intensywnego kolory wystarczą dwie warstwy eyelinera- po jednej widać delikatne prześwity.
Trwałość: Bardzo bardzo dobra! Na ślinę z ręki nie zeszło ;) Na oku utrzymuje się cały dzień bez poprawek ;) Mimo wszysko nie ma problemu ze zmywaniem mleczkiem lub płynem do demakijażu ;)



Kolory: Eyeliner produkowany jest w 6 odcieniach: Purple, Blue, Green, Brown, Electric Blue i Black. Mam wrażenie, że trafiły mi się te najładniejsze, ale jestem też bardzo ciekawa zielonego! ;) No i czarny może być oczywiście tańszą alternatywą Rimmel'a.
 


A tak prezentuję się na skórze jedna warstwa produktu. Myślę, że następnym razem pokażę Wam coś na powiecie ;)



Jestem naprawdę bardzo zadowolona z tego zakupu i bez wahania mogę Wam wszystkim go polecić! Myślę, że na tym moja przygoda z Technic się nie skończy, bo to kolejny ich produkt, który mnie nie zawiódł.  Mają w ofercie mnóstwo fajnych i tanich rzeczy, więc na pewno z czasem będziecie mogły o nich tutaj poczytać ;)

W kolejnym poście prawdopodobnie także eyelinery, ale mam nadzieję, ze Was nie zanudzę, bo będą zupeeełnie inne ;)

A Wy lubicie kreski? Nosicie? Jakie eyelinery preferujecie? Czekam na komentarze! ;)

Pozdrawiam z upalnej Anglii! ;)

Witam Was, kochane! ;)

Chyba zebrało mi się dzis na wspomnienia... Równo rok temu, w Białymstoku na Krakowskiej, zaczęło się moje malowanie "na poważnie" ;)

Pamiętam, jak dziś, kiedy szłam na pierwszą lekcję z podstawami make up'u i byłam przekonana, że ja- kompletna amatorka- nie powinnam tam iść... Cykor totalny. Bałam się, że stracę zapał po paru słowach krytyki i na tym się skończy. Był płacz, były nerwy, ale walczylam do końca aż zdobyłam te wszystkie certyfikaty. Tak, teraz wiem, że jestem fighterem! ;)

Prawda jest taka, ze żadna szkoła nie nauczy nas makijażu. Nauczy nas tylko technik, które mogą się przydać, ale i tak na przestrzeni czasu wypracujemy swoje własne. Jak każdy, mam lepsze i gorsze prace, czasami kompletnie niepoprawne, ale dziś chcę pokazać Wam moje ulubione ;) Taki "chwalipięcki" post. A co! ;)



Tymi dwoma pracami zakończyłam kurs... Lubię je. Pewnie bardziej ze względów sentymentalnych, ale jednak ;) No i zmywanie tej masy różności z modelki ;) Jest co wspominać!



Jeden z moich ostatnich glamourowych wybryków. ;) Taka pamiątka z Ashridge Forest- lasu pełnego niebieskich dzwoneczków. Cieszę się, że udało mi się zrobić ten make up, bo zanim na dobre zdążyłam zakochać się w tym cudnym lesie, kwiatki przekwitły... 10 miesięcy do kolejnych! ;) Przynajmniej zdjęcie zostało. 


Make up wykonany na konkurs u Mademoiselle Zu. Bardzo długo krążył w sieci... nawet podpisany nie moim nazwiskiem ;) Lubię mówić o śmierci, lubię "malować o niej"... Bo w końcu make up to sztuka zachowania piękna- z tym "makijażem" jego utrata staje sie nieodwracalna. Metafoty metafory... też lubię ;)

Mało mam tych swoich ulubieńców, mimo że mam za sobą ogrom makijaży do sesji, dziennych i typowo pokazowych. Za czasem pewnie ta liczba się zwiększy, ale póki co wystarczy ;)

Jesteście ciekawe ktory makijaż Wam sie najbardziej podobał?

Wykonany był na projekt "Zainsiruj się orientem" u Domi. Przyznam, że w kwesti technicznej nie podobał mi się wcale, mnóstwo bym w nim zmieniła. A to kleju zapomniałam i kleiłam na mąkę, a to eyeliner mi się rozmazał... Dlatego tym bardziej dziękuję Wam za jego docenienie!



Makijaż inspirowany zupką chińską... ;)

Pamiętajcie, że w makijażu liczy się kreatywność. Z nią każdy może stworzyć coś pięknego (w moim przypadku niekoniecznie... ) i niepowtarzalnego ;)

Życzę Wam, i sobie także, wielu cudownych makijaży, niekończącej się weny i pasji! ;)

Od wczoraj moich ulubieńców makijażowych można oglądać także na make up geek . Powoli uzupełniam galerię, więc zapraszam do serduszkowania i dołączenia do tej społeczności! ;)

A! Co do społeczności... wiecie, że brakuje już tylko jednej osoby do pierwszej 50 w moim Katalogu? ;) Niech rośnie rośnie! ;)

Trzymajcie się kochane, życzę Wam milego dnia!

A ja... uciekam żonkować w kuchni ;)  

Witam Was, kochane!

Dziś chciałabym Wam pokazać pędzle, które niedawno wygrałam w aukcji ebay’a za całego funta! Trochę byłam zaskoczona, kiedy je dostałam i okazało się, że są strasznie malutkie, ale możliwe (chyba czas się przefarbować na blond), że uniknęłabym tej przykrej niespodzianki, gdybym przeczytała te cztery ogrooomne litery MINI w tytule aukcji ;)

Przechodząc do rzeczy…



Jest to zestaw czterech słodziutkich, syntetycznych i przede wszystkim ekologicznych pędzli, do których dołączony jest wygodny futerał na suwak. Posiadają także bambusowe rączki i aluminiowe skuwki, czyli materiały pochodzące z recyklingu. Nie wiem jakim cudem u mnie znalazła się tez spiralka do rzęs (średnio eco, bo plastikowa), ale to chyba taki gift od sprzedawcy, bo czekałam troszkę dłużej, niż powinnam. Swoją drogą… spiralka całkiem przydatna rzecz ;)

W skład zestawu wchodzą:

Pędzel do pudru- całkiem puchaty i przyjemny w używaniu. Mnie osobiście nie przeszkadza, że jest tak krótki, ale to oczywiście kwestia indywidualna. Nie robi placków, plam, placuszków i pięknie rozprowadza puder.

Pędzel do rozcierania cieni- równie puchaty i milutki, jak poprzedni. Troszkę ma za długie włosie, dlatego ciężko nim robić przejścia między cieniami (bynajmniej mi nie idzie). Sprawdza się za to przy rozcieraniu granicy „pomalowane- niepomalowane”(tak, ostatnio lubię sobie tworzyć nazwy ;) ) pod łukiem brwiowym.

Pędzel do korektora- jak dla mnie średnio przydatny, bo najlepiej rozprowadza mi się korektor palcami! ;) Ale… jak przyjdzie jakaś wymuskana pani, że strach jej palcami dotykać, to przetestuję ;) Czytałam, że nie jest zły, spokojnie ;)

Pędzel Mini Kabuki- właściwie mogłabym go porównać do tego pierwszego, ale małe jest piękne, dlatego ten lubię bardziej ;) 



 

 Z tego, co wiem, w Polsce dostępne są w Rossmannie i Hebe, ale oferuje je też cała masa drogerii internetowych.  W cenach się niestety nie orientuję, ale sprawdzajcie i polujcie na promocje ;) Ja swoje kupiłam, jak już wspomniałam, na ebay’u za funta plus koszt przesyłki (który ot ironio był droższy niż same pędzle). Po przeliczeniu, cała ta przyjemność wyniosła mnie jakieś 14 złotych. Czy warto? Według mnie tak! ;)

 A Wy macie już swoje Eco Tools? ;) Jakiej firmy pędzle lubicie? Znacie taką, która oferuje też wersje mini pełnowymiarowych? Czekam na komentarze!

Ps. Idą moje Maczki! Więcej pędzelków, więcej ;) Zgadniecie jakie pędzle Mac’a wybrałam? ;)



Hej dziewczyny!

Jak wspominałam wczoraj, moja stara zapomniana paletka 120 cieni przeżywa odrodzenie ;) Jakaś taka wena mnie z nudów naszła i maluję jak szalona ;)

Dziś coś bardziej kolorowego, mniej stonowanego i zdecydowanie mniej do noszenia na co dzień. Chociaż... jak kto woli ;)

Nazwałam ten makijaż cyrkowym. Właściwie nie wiem do końca dlaczego, ale to było moje pierwsze skojarzenie. ;) Wisienką na torcie jest brokatowy eyeliner z Collection 2000.

















Trochę mi na otwartym oku perspektywa zepsuła efekt i rzęska mi się zawinęła, ale już trudno... Tyle rzeczy widzi się dopiero na zdjęciu! Dlatego uważam fotografowanie makijaży za cudowną metodę samokształcenia- perfekcyjnie widać niedociągnięcia ;) Następnym razem będzie lepiej ;)

Jak Wam się podoba kolejny make up wykonany zapomnianymi cieniami? ;)

Buziaki i miłego dnia! 
Witam Was, dziewczyny! ;)

Dziś pokażę Wam makijaż wykonany zapomnianą przeze mnie paletką 120 cieni. Przyznam, że jej trwałość jest straszliwa, ale do makijaży na bloga nadaje się znakomicie! Można poszaleć z kolorami a po chwili wszystko bez najmniejszego problemu zmyć. Mam zamiar do niej wrócić, by poćwiczyć trochę połączenia kolorów i różne kształty w makijażu oka.

Jeśli chodzi o ten konkretny makijaż, to kiedyś podpatrzyłam gdzieś to połączenie kolorów i strasznie mi się spodobało. Może nawet i make up był łudząco podobny... nie wiem, nie pamiętam. Chętnie obejrzę, jak ktoś odnajdzie makijaż, na którym się wzorowałam ;)

Make up całej twarzy na razie, niestety, muszę sobie odpuścić. Moja skóra potrzebuje odpoczynku i grubszej rewitalizacji, więc póki co musicie zadowolić się samymi oczkami ;)

Nie przedłużając, oto mój dzisiejszy make up:





Jak Wam się podoba? Co sądzicie o możliwościach mojej "staruszki"? A może same macie w swoim posiadaniu właśnie taką paletkę?

Czekam na komentarze!

Do następnego ;)

Witam gorąco!

Czy u Was na dworze też jest tak pięknie? Bo u nas, w UK, znowu upał...Co prawda jest już lato i taka pogoda nie powinna nikogo dziwić, ale w Anglii? Krainie Deszczu u Chmur? No ciepło jest ;) Fajnie!

Pamiętacie moją zagadkę z poprzedniego posta? Jeśli nie- odsyłam. Kilka z Was pewnie bez problemu odgadło, że produkt, który łączył obydwa zdjęcia, to nic innego, jak ten z ust. ;) Tajemnicą została już tylko konkretna nazwa tamtego cuda- tak tak, bez wahania okrzykuję te kredki cudem! O czym mowa?

Rimmel vinyl jelly- Gloss Lip Liner.



Kredki wzięłam praktycznie w ciemno, wierząc że mnie nie zawiodą- w końcu to Rimmel, którego uwielbiam. Cena także była sprzyjająca, bo każdy dwupak kosztował tylko jednego funta, co oznacza, że za wszystkie kredki, w przeliczeniu na polskie, zapłaciłam 30 złotych. ;)

Nie mam pojęcia czy są w Polsce i czy w ogóle Rimmel jeszcze takie wypuszcza... Sklep, w którym je kupiłam, to taka zbieranina końcówek kolekcji lub delikatnie uszkodzonych produktów. Uszkodzone nie były, więc... pewnie jakieś resztki mi się trafiły.Niemniej jednak kto trafia na resztki, ten chodzi zadowolony, bo ma tanio i dobre :D

Przechodząc do kredek... tak naprawdę bardziej przypominają w konsystencji zwykłą szminkę. Są niesamowicie kremowe, przez co łatwo się je aplikuje i miesza odcienie (przydatne do chodliwego ombre).

Nie sprawiają uczucia suchości, za co bardzo je lubię, zwłaszcza latem. O dziwo, nie są przy tym lepkie. Nie wiem czy któraś z Was używała maseł do ust z The Body Shop'u, ale uczucie jest podobne- takie mięciutkie, delikatnie nawilżone wargi ;)



Jeśli chodzi o kolory, myślę że każda z Was znalazłaby coś dla siebie. Ja wzięłam wszystkie, jakie akurat były, z myślą o ich mieszaniu i tworzeniu nowych odcieni. To są akurat takie przyjemne brązy i różne odcienie różu. Z tego co wyczytałam odcieni jest 12 i jestem bardzo ciekawa reszty! Może jeszcze kiedyś je dorwę... ;)

Moim zdaniem są bardzo trwałe. Usta bez poprawek wytrzymały 3-godzinną sesję w upale. Co prawda bez jedzenia i picia, ale w ekstremalnych warunkach. Od całowania też jakiś specjalnych uszkodzeń makijażu nie było ;)  Jak wiecie, przez buzialkowanie mam ogrooomne problemy z testowaniem trwałości wszelkich produktów do ust- no takie życie całuśnika ;)

W tym momencie produktowi daję 10/10, aczkolwiek jestem ogromnie ciekawa jak z ich łamliwością i jak zachowają się przy temperowaniu, bo wiele moich kredek właśnie tak tym etapie wysiadło. Post w tej kwestii oczywiście zostanie zaktualizowany, ale jak na razie są moim małym cudem ;)

A może Wam udało się gdzieś kiedyś wyrwać te kredki? Jak Wam się podobają? Czekam na Wasze komentarze, życząc przyjemnej niedzieli ;)

Pa!